Wynająłem pokój u miłej starszej pani, ale jedno spojrzenie na lodówkę następnego ranka sprawiło, że spakowałem walizki.

Kiedy Rachel znalazła przytulny pokój wynajmowany przez miłą starszą panią, wydawało jej się to idealnym ratunkiem przed trudnościami. Jednak pod kwiecistymi tapetami i ciepłymi uśmiechami kryło się coś znacznie mroczniejszego… coś, co sprawiło, że już następnego ranka spakowała walizki.

Kiedy jesteś zdesperowany, chwytają się wszystkiego, co przypomina nadzieję. Tak było w moim przypadku: rachunki za leczenie młodszego brata rosły, zajęcia na dziennym wydziale doprowadzały mnie do granic wytrzymałości, a praca kelnerką do późna w nocy wysysała ze mnie wszystkie siły.

Kiedy dostałam się na uniwersytet w nowym mieście, powinnam była być zachwycona, ale rzeczywistość poszukiwania dostępnego mieszkania nie pozwalała mi się cieszyć. Dlatego kiedy natknęłam się na ogłoszenie o wynajmie przytulnego pokoju w domu miłej starszej pani, było to dla mnie jak koło ratunkowe.


Czynsz był śmiesznie niski, a na zdjęciach widniało urocze miejsce z tapetą w kwiaty i vintage’owymi meblami. Ogłoszenie brzmiało: „Idealne dla cichej, szanującej innych kobiet-najemców. Bez zwierząt domowych, niepalących”.

To była idealna opcja.

Kiedy przyjechałam, moja gospodyni, pani Wilkins, przywitała mnie w drzwiach ciepłym uśmiechem i zapachem świeżej lawendy unoszącym się w powietrzu. Miała starannie upięte włosy i wyglądała jak osoba, która powinna robić na drutach przy kominku, a nie wynajmować pokoje trudnym studentom.

„Och, to musisz być Rachel” – powiedziała, wpuszczając mnie do środka. „Jesteś jeszcze piękniejsza, niż sobie wyobrażałam. Wejdź, kochanie, wejdź!”

Jej wzrok zdawał się zatrzymywać na mnie zbyt długo, skanując mnie od stóp do głów. „Opowiedz mi o swojej rodzinie, kochanie” – powiedziała miłym głosem. „Masz braci i siostry?”.

„Mam młodszego brata Tommy’ego” – odpowiedziałam. „ Podczas mojej nieobecności mieszka u naszej owdowiałej ciotki. Pomaga jej się nim opiekować, podczas gdy ja się uczę”.

Uśmiech pani Wilkins niemal niezauważalnie się rozciągnął. „Jakie to… wygodne” – mruknęła. „A twoi rodzice?”.

„Zginęli w zeszłym roku w wyniku wypadku” .

„Och, jakże to smutne. Proszę wejść… proszę wejść” – powiedziała, gdy poszedłem za nią do środka.


Dom wyglądał jak z bajki. Na półkach stały bibeloty, a w salonie, ozdobionym tapetą w kwiaty, stała gościnna sofa z geometrycznymi wzorami. Z kuchni dochodził delikatny zapach zupy jarzynowej.

„Przygotowałam nam kolację” – powiedziała, prowadząc mnie do stołu. „Dawno nie miałam gości”.

„To bardzo miłe z pani strony” – zacząłem, ale ona mi przerwała.

„Miłe?” Zachichotała, ale dźwięk nie dotarł do jej oczu. „Dobroć to… trudna sprawa, Rachel. Niektórzy mogą powiedzieć, że jestem zbyt dobra”.

Uśmiechnęłam się, starając się nie zwracać uwagi na nagły dreszcz. „Dziękuję, pani Wilkins. To niesamowite miejsce”.

„Niesamowite” – powtórzyła niemal pod nosem. „Tak, można tak powiedzieć”.


Przy misce pożywnego zupy podzieliłem się z nią fragmentami swojego życia. Kiwała głową ze współczuciem, od czasu do czasu klepiąc mnie po ręce, która była zbyt silna.

„Wiele przeszłaś” – powiedziała łagodnie. „Ale tutaj będzie ci dobrze, kochana. Czuję to”.

W jej tonie było coś takiego… obietnica, która bardziej przypominała ostrzeżenie.

„Mam nadzieję, że tak” – odpowiedziałam, a mój dotychczasowy spokój zabarwił się teraz niewytłumaczalnym niepokojem.

Po raz pierwszy od kilku miesięcy poczułam coś pomiędzy bezpieczeństwem a czymś jeszcze. Coś, czemu nie potrafiłam nadać nazwy. Tej nocy spałam mocno, ale gdzieś w zakamarkach świadomości cichy głosik szeptał: nie wszystko jest takie, jak się wydaje.


Następnego ranka obudziłam się wcześnie i pełna optymizmu.

Słońce przebijało się przez koronkowe zasłony, wzięłam swoje przybory toaletowe i udałam się do kuchni, chcąc napić się kawy przed gorącym prysznicem.

I wtedy to zobaczyłam. Do lodówki przyklejona była ogromna lista, prawie cztery stopy długości, napisana grubymi, jaskrawoczerwonymi literami: „ZASADY DOMOWE – PRZECZYTAJ UWAŻNIE”.

Zamarłam.


Mrużąc oczy, pochyliłam się bliżej i zaczęłam czytać zasady jedna po drugiej:

  1. Klucze nie są wydawane. Pani Wilkins wpuszcza gości tylko w godzinach od 9:00 do 20:00.
  2. Łazienka jest zawsze zamknięta. Należy poprosić panią Wilkins o klucz i zwrócić go natychmiast po użyciu.
  3. Drzwi do sypialni powinny być zawsze otwarte. Prywatność rodzi tajemnice.
  4. W lodówce nie wolno przechowywać mięsa. Pani Wilkins jest wegetarianką i nie toleruje mięsożerców.
  5. W każdą niedzielę między 10:00 a 16:00 należy opuścić dom, ponieważ pani Wilkins organizuje „panieńskie podwieczorki”.
  6. Nie wolno przyjmować gości. Nigdy. Nawet krewnych.
  7. Pani Wilkins zastrzega sobie prawo do wchodzenia do twojego pokoju, kiedy tylko zechce.
  8. Korzystanie z telefonu komórkowego jest ograniczone do 30 minut dziennie, a pani Wilkins czuwa nad tym.
  9. Nie wolno słuchać muzyki. Pani Wilkins lubi spokojną i cichą atmosferę.
  10. Nie wolno przygotowywać posiłków bez zgody pani Wilkins.
  11. Z prysznica można korzystać tylko trzy razy w tygodniu.
  12. ZAREZERWOWANE NA PÓŹNIEJ.

„Zarezerwowane na później?” Moje żołądek skręcał się z każdym przeczytanym przepisem. Kiedy dotarłam do końca, moje ręce drżały. W co ja się wpakowałam?

„Dzień dobry, kochanie” – rozległ się za mną głos pani Wilkins, przestraszywszy mnie.

Podskoczyłam i odwróciłam się. Stała z pogodnym uśmiechem, trzymając ręce przed swetrem. „Przeczytałaś zasady?” – zapytała, a jej ton stał się nieoczekiwanie ostry. „Wszystkie. Każde. Słowo?”


„Ja… tak” – wyjąkałam.

Uśmiech nie schodził z jej twarzy. „I?”.

„Wydają się… rozsądne” – wymamrotałam.

Pani Wilkins podeszła bliżej. „Rozsądne to za mało powiedziane. Te zasady zapewniają porządek. Bezpieczeństwo. I dyscyplinę”.

„Bezpieczeństwo?” – powtórzyłam.

„Przed chaosem, kochanie” – odpowiedziała. „Chaos jest wszędzie. Ale nie w moim domu. Nigdy w moim domu”.


„Miała pani już złe doświadczenia?” – zapytałem, starając się mówić swobodnie.

Jej śmiech był delikatny. „Złe doświadczenia? Och, nawet sobie nie wyobrażasz”.

„Powiedziała pani, że mój brat Tommy nie może przyjechać?” – zapytałem, przypominając sobie swoją obietnicę sprawdzenia dla niego opcji zakwaterowania.

„Żadnych gości” – powtórzyła, wyraźnie wymawiając każde słowo. „Zwłaszcza dzieci. One są… nieprzewidywalne”.

„Ale…”

„Żadnych wyjątków” – przerwała pani Wilkins, a jej uśmiech zniknął.


Skinęłam głową, a w ustach nagle zrobiło mi się sucho.

„Mam nadzieję, że zasady nie są dla ciebie zbyt uciążliwe, kochanie” – powiedziała, a jej głos znów nabrał dawnej słodyczy. „Są dla mnie bardzo ważne”.

„Oczywiście” – wyjąkałam, starając się zachować spokojny głos. „Rozumiem”.

Ale ja nie rozumiałam. Nie rozumiałam, jak tak dobry człowiek mógł oczekiwać, że ktoś będzie żył według takich zasad. Bez klucza? Bez prywatności? Zamek w łazience?

Nie spuszczała ze mnie wzroku, kiedy mamrotałam coś o tym, że muszę się przygotować do dnia, i odchodziłam do swojego pokoju, czując, że ktoś mnie obserwuje.


Za mną pani Wilkins nuciła melodię, która brzmiała prawie jak dziecięca rymowanka.

Usłyszałam, jak jej kroki ucichły za moimi drzwiami. Potem, ku mojemu zaskoczeniu, ucichły całkowicie. Drzwi wejściowe otworzyły się i zamknęły. Przez okno zobaczyłam, jak idzie do małej oranżerii na tyłach domu.

To była moja szansa.

Oparłam się o drzwi, oddychając nierówno. Musiałam się stąd wydostać. Nie mogłam tak żyć… nie wtedy, gdy byłam już tak wyczerpana.

Jak najciszej zaczęłam pakować ubrania do walizki. Każdy skrzyp desek sprawiał, że serce biło mi szybciej. Co chwilę spoglądałam na drzwi, spodziewając się pojawienia się pani Wilkins z niepokojącym uśmiechem.


„Robi pani dość dużo hałasu” – rozległ się nagle głos ze starego interkomu, którego wcześniej nie zauważyłam. „Czy mogłaby pani wyjaśnić, co pani robi?”.

Zamarłam. Moja ręka zawisła nad swetrem, serce waliło mi jak młot.

Głos pani Wilkins brzmiał nadal tak samo ostro. „Zapomniałaś o zasadzie numer siedem? Wszystko wymaga mojej zgody”.

Kiedy kończyłam pakować ubrania do walizki, na skroniach pojawiły się krople potu. Zapięłam zamek błyskawiczny, wzięłam swoje rzeczy i na palcach podeszłam do drzwi wejściowych. Ale kiedy sięgnęłam po klamkę, zatrzymał mnie głos.

„Już wychodzisz, kochanie?”.


Powoli się odwróciłam. Pani Wilkins stała na końcu korytarza, jej twarz była spokojna, ale oczy bystre.

„Ja… zapomniałam, że muszę się pilnie czymś zająć” – wyjąkałam.

„Rozumiem. Cóż, jeśli musisz wyjść, to wyjdź. Ale pamiętaj: zawsze warto wszystko omówić”.

Jej ton był uprzejmy, ale było w nim coś mrożącego krew w żyłach. Sposób, w jaki podkreśliła słowo „musisz”, brzmiał jak wyzwanie… jak zuchwałość.

Szybko skinęłam głową, otworzyłam drzwi i wyszłam na świeże poranne powietrze.


Nie zatrzymywałam się, dopóki nie dotarłam do parku kilka przecznic stąd. Moja walizka leżała obok mnie na ławce, podczas gdy ja próbowałam złapać oddech. Co teraz? Nie miałam dokąd pójść, nie miałam planu awaryjnego. Przeszło mi przez głowę, żeby się poddać i wrócić do domu, ale nie mogłam. Mój brat potrzebował mnie, żeby wszystko się udało.

„Hej, wszystko w porządku?” – rozległ się głos, przerywając moje myśli.

Podniosłam wzrok i zobaczyłam chłopaka mniej więcej w moim wieku. Trzymał w rękach filiżankę kawy i papierową torbę, a jego ciemne włosy opadały na miłe, brązowe oczy.

„Nie do końca” – przyznałam.


Przez chwilę mnie obserwował, w jego oczach było coś wyrachowanego. „Wyglądasz, jakbyś właśnie uniknęła czegoś. Nie tylko złego poranka, ale… czegoś innego”.

Zacisnęłam usta. „Dlaczego tak mówisz?”

Uśmiechnął się. „Mam szósty zmysł do ludzi, którzy przed czymś uciekają. Nazwij to talentem. A tak przy okazji, mam na imię Ethan”.

„Rachel” – odpowiedziałam.


Usiadł obok mnie i podał mi paczkę. „Croissant? Wygląda na to, że się przyda”.

„Zawsze jesteś tak szczery wobec nieznajomych?” Zawahałam się, zanim wzięłam croissanta. „Dziękuję”.

„Tylko wobec tych, którzy wyglądają, jakby mieli swoją historię. A jaka jest twoja?”

Podczas jedzenia opowiedziałam mu wszystko. O pani Wilkins, jej dziwnych zasadach i o tym, że nie mam pojęcia, co dalej robić. Słuchał, od czasu do czasu kiwając głową, ale nie spuszczał wzroku z mojej twarzy.

„Brzmi to trochę brutalnie” – powiedział, kiedy skończyłam. „Ale coś mi podpowiada, że w tej historii jest coś jeszcze”.

„Co masz na myśli?”


Pochylił się bliżej. „Ludzie tacy jak ta starsza pani? Oni nie tylko mają zasady. Oni mają powody. Mroczne powody”.

Rozmawialiśmy przez kilka godzin. Ethan powiedział, że pracuje na pół etatu w kawiarni niedaleko kampusu. Zanim słońce zaszło, miałam już informację o pokoju w mieszkaniu wspólnym – niedrogim, niedaleko kampusu, a co najważniejsze, z normalnymi zasadami.

„Jeśli chcesz, pomogę ci się przeprowadzić” – zaproponował, a jego ton był niemal zbyt niecierpliwy.

„Naprawdę?”

„Oczywiście” – powiedział, uśmiechając się tak, że uśmiech nie sięgał jego oczu. „Nie mogę zostawić cię w stanie zawieszenia”.

W ciągu następnych kilku tygodni zaaklimatyzowałam się w nowym miejscu, znalazłam lepiej płatną pracę w kawiarni Ethana i zaczęłam czuć, że znów mogę sobie radzić w życiu. Zbliżyliśmy się z Ethanem i wkrótce stał się dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem.

Ale czasami, późnym wieczorem, łapałam jego dziwne spojrzenie. Prawie… oceniające.

„Czy kiedykolwiek interesowałaś się panią Wilkins?” – pytał na chybił trafił.

„Nie bardzo” – odpowiadałam. Ale to było kłamstwo.

Czasami myślę o pani Wilkins i jej dziwnym domku. Ciekawe, czy znalazła kiedyś innego lokatora? Przeszywa mnie dreszcz, kiedy przypominam sobie jej ostatnie słowa: „Zawsze warto o wszystkim porozmawiać”.

Wynająłem pokój u miłej starszej pani, ale jedno spojrzenie na lodówkę następnego ranka sprawiło, że spakowałem walizki.
Бабушки мировых знаменитостей с одесскими корнями, предки которых были эмигрантам