Mój mąż znalazł podczas wędkowania list sprzed 17 lat w butelce. Po przeczytaniu go wyruszył na poszukiwanie domu jego zmarłego autora.

Kiedy mój mąż znalazł starą, zakurzoną butelkę unoszącą się na powierzchni jeziora, nie mieliśmy pojęcia, że zabierze nas ona w podróż rodem z tajemniczej powieści. List znajdujący się w środku opowiadał o zdradzie, ukrytych skarbach i życiu na krawędzi. Ostatecznie jego treść wciągnęła nas w mroczne pozostałości cudzej przeszłości.

Właśnie usiadłam na kanapie z ulubioną książką i filiżanką gorącej herbaty w dłoniach. W domu panowała cisza, tak jak lubiłam, kiedy Tom był na rybach. Przez otwarte okno słychać było śpiew ptaków, a chłodna bryza znad jeziora niosła zapach igieł sosnowych.

Tom, jak zwykle, wyszedł przed świtem, zabierając ze sobą skrzynkę z przynętami i starą wędkę, której nie chciał wymienić. Nigdy nie łowił dużo, ale podobało mu się, że jest tylko on, woda i cisza. Myślałam, że wróci na obiad, jak zawsze.

Ale ten dzień był jakoś niezwykły.

Odgłos otwieranych drzwi sprawił, że podskoczyłem, omal nie rozlewając herbaty. Tom wpadł do domu, dysząc, a jego buty stuknęły o podłogę. Uśmiechnął się od ucha do ucha, a jego oczy błyszczały, jakby właśnie znalazł zakopany skarb.

„Katie! Kochanie! Pakuj się – jedziemy do sąsiedniego miasta!” – krzyczał, trzymając coś za plecami.

„O czym ty w ogóle mówisz?” – zapytałam, odkładając herbatę. „Co się dzieje?”

„Spójrz!” – powiedział, wyciągając zza pleców starą, zakurzoną butelkę. Szkło było zaparowane, ale w środku widać było pożółkły kawałek papieru.

Spojrzałem na niego, a potem na butelkę. „Co to jest?”

„To ten list!” – powiedział, niemalże bucząc z podekscytowania. „Znalazłem go nad jeziorem! Nie uwierzysz, co tam jest napisane”.

Tom i ja jesteśmy małżeństwem od dwunastu lat, a życie z nim zawsze było nieco nieprzewidywalne. Należy do tych osób, które potrafią zamienić zwykły spacer w przygodę. Ja jestem jego całkowitym przeciwieństwem. Ostrożna, zrównoważona, zawsze wszystko przemyślana.

Ale w jakiś sposób równoważymy się nawzajem.

Jednak to, co nas łączy, to miłość do opowieści. Niezależnie od tego, czy jest to tajemnicza powieść, historia rodzinna, czy nawet miejska plotka – oboje jesteśmy wrażliwi na dobrą narrację. Prawdopodobnie dlatego nie zatrzymałem go od razu, kiedy powiedział, że musimy pojechać do innego miasta z powodu listu w butelce.

Niemniej jednak nie zamierzałem pozwolić mu wciągnąć mnie w coś absurdalnego, nie dowiedziawszy się więcej. „No dobrze”, powiedziałam, krzyżując ręce. „Co takiego ważnego jesteś gotów przejechać dwadzieścia mil?”.

Uśmiech Toma stał się jeszcze szerszy. „Aby w to uwierzyć, trzeba to przeczytać”.

Tom opadł na swoje ulubione krzesło, ściskając butelkę w dłoniach, jakby była najcenniejszą rzeczą na świecie. „Byłem tam”, zaczął, „przy trzcinach po północnej stronie jeziora. Znasz to miejsce?”.

Skinąłem głową.

„Zwijając linkę, zobaczyłem coś kołyszącego się w wodzie. Najpierw pomyślałem, że to tylko śmieć, ale kiedy podszedłem bliżej, zobaczyłem w środku papier. Prawie przewróciłem łódź, wyciągając to! Po prostu posłuchajcie”. Wyciągnął korek z butelki i ostrożnie wyjął delikatny papier.

List był wyblakły, brzegi nieco postrzępione, ale słowa nadal dało się odczytać. Tom odchrząknął i zaczął:

„Moi przyjaciele nazywali mnie „Joker”. To było moje pseudonim w naszej gangu. Najprawdopodobniej jutro umrę. Nie mam rodziny, a wszyscy moi przyjaciele mnie zdradzili. Niedawno obrabowaliśmy sklep jubilerski i wszystkie klejnoty są teraz w mojej piwnicy. Chcę, żeby trafiły do osoby, która znajdzie tę wiadomość. Gratulacje, szczęściarzu!”.

Tom podniósł na mnie wzrok, a jego twarz płonęła z podekscytowania. „Możesz w to uwierzyć?”.

Mrugnęłam. „Czekaj… Co? Gang? Biżuteria? Mówisz poważnie?”

„Tak tu jest napisane!” – odpowiedział, podając mi list.

Wziąłem go i przeczytałem słowa. Pismo było nierówne, niemal desperackie, a całość wywołała dreszcz wzdłuż mojego kręgosłupa. „Tom, to może być żart. Albo… nie wiem, może warto zadzwonić na policję?”

„W żadnym wypadku” – powiedział, potrząsając głową. „Teraz to nasza historia! Jedziemy do domu, o którym mowa w liście!”

„Tom!” – wykrzyknąłem. „Nie wiemy nawet, czy ten dom nadal istnieje i czy to wszystko jest prawdziwe!”

„Jest tylko jeden sposób, żeby się tego dowiedzieć” – powiedział, wstając i biorąc klucze.

Westchnęłam, mocno ściskając list. Tom był uparty i kiedy coś mu wpadło do głowy, nie można go było powstrzymać. Wbrew zdrowemu rozsądkowi chwyciłam kurtkę.

„No dobrze”, powiedziałam, patrząc na niego. „Ale jeśli to wszystko okaże się bzdurą, stawiasz mi kolację”.

„Umowa stoi”, powiedział, wychodząc już w połowie za drzwi.

Dom stał przed nami jak coś ze starej opowieści o duchach: farba była popękana, okna zamglone, a podwórko porośnięte chwastami. „Cóż” – powiedziałam, starając się, aby mój głos brzmiał spokojnie – „to zdecydowanie pasuje do opisu „starej ruiny”.

Tom uśmiechnął się, nie zwracając uwagi na przerażający widok. „No dalej, Katie. Gdzie twoje poczucie przygody?”.

„W samochodzie” – mruknęłam.

Drzwi wejściowe zaskrzypiały, gdy Tom je pchnął, odsłaniając mroczne i zakurzone wnętrze. W powietrzu unosił się zapach pleśni, a drewniane podłogi skrzypiały pod każdym krokiem. Wyblakłe tapety odklejały się od ścian, a cienie wydawały się ciągnąć w nieskończoność.

Tom machnął latarką. „Znajdźmy drzwi do piwnicy” – powiedział, a jego głos był pełen podekscytowania.

„Oczywiście” – odpowiedziałem, oglądając się przez ramię. „Po prostu nie zwracajmy uwagi na to, że to miejsce może się na nas zawalić w każdej chwili”.

Znaleźliśmy drzwi do piwnicy dokładnie tam, gdzie były wskazane w liście. Były stare i ciężkie, a ich mosiężne klamki zmatowiały z upływem czasu. Tom uklęknął i zaczął stukać w deski podłogi obok drzwi.

„Oby to nie była bezsensowna pogoń za gęsiami” – powiedziałem, krzyżując ręce.

„Zaufaj mi” – odpowiedział Tom, podnosząc z uśmiechem odpadłą deskę. Jego oczy zabłysły, gdy wyciągnął stary, zardzewiały klucz. „Jackpot”.

Przełknąłem ślinę, a żołądek skręcił mi się ze strachu i ciekawości. „Naprawdę to robimy?”

Nie odpowiadając, Tom włożył klucz do zamka. Opierał się przez chwilę, zanim w końcu obrócił go z głośnym kliknięciem. Rzucił mi triumfalne spojrzenie i pociągnął drzwi do siebie.

Zawiasy głośno zaskrzypiały, a dźwięk rozniósł się echem po całym domu. Uderzyła nas fala stęchłego, zimnego powietrza o zapachu brudu i czegoś metalicznego.

„Po tobie” – powiedziałem, wskazując gestem ciemną otchłań.

Tom nerwowo się roześmiał. „Panie pierwsze?”

„Nie ma mowy”.

Zaczął schodzić po wąskich schodach, a światło jego latarki rozcinało ciemność. Podążałem za nim, trzymając się poręczy, ponieważ drewniane stopnie skrzypiały pod naszym ciężarem. W piwnicy było wilgotno, a z niskiego sufitu zwisały pajęczyny. Były tak gęste, że przypominały zasłony. W powietrzu unosił się kurz, błyszczący w świetle latarki.

Tom oświetlił latarką pokój, odkrywając zakurzone półki i stosy starych pudeł. „Rozejrzyjmy się” – powiedział.

„Nie mogę uwierzyć, że dałam się namówić na to” – mruknęłam, strzepując pajęczynę z rękawa.

Kiedy oglądaliśmy piwnicę, coś na przeciwległej ścianie przykuło moją uwagę – złożona kartka papieru przypięta do drewnianej belki. „Tom” – powiedziałam, wskazując na nią.

Podbiegł do niej i wyciągnął ją. „To kolejny list!”

„Zaczekaj” – powiedziałem, chwytając go za rękę. „Może powinniśmy to przemyśleć”.

Ale Tom już rozkładał kartkę. Światło jego latarki tańczyło po napisanych odręcznie słowach, gdy czytał na głos:

„Szukacie łatwych pieniędzy? Hahaha. Jedyne, co było prawdą w moim liście, to to, że moi przyjaciele nazywali mnie ŻARTOWNISZKIEM! Hahaha”.

Głos Toma urwał się i w oszołomionej ciszy patrzyliśmy na siebie.

„Chyba żartujesz” – powiedziałam w końcu, podnosząc ręce. „I to wszystko dla żartu?!”

Tom wybuchnął śmiechem, jednym z tych niekontrolowanych, które pojawiają się, gdy jesteś jednocześnie zdenerwowany i zdumiony. „To po prostu wspaniałe, nie sądzisz?”

Kiedy wracaliśmy do samochodu, z sąsiedniego domu wyszedł starszy mężczyzna, opierając się na lasce. Pomachał ręką i podszedł w naszą stronę.

„Znaleźliście to, czego szukaliście?” – zapytał, a jego głos był ochrypły, ale miły.

„Nie do końca” – odpowiedział Tom. „Czy wie pan, kto tu wcześniej mieszkał?”

Mężczyzna uśmiechnął się, a jego oczy zabłysły. „Och, musieliście znaleźć jedną z małych psot Harolda”.

„Harolda?” – zapytałem.

„Tak” – odparł mężczyzna z uśmiechem. „Harold mieszkał tu przez dziesiątki lat. Wszyscy nazywaliśmy go „Jokerem”. Ciągle robił różne sztuczki – fałszywe mapy skarbów, fałszywe listy i tym podobne. Trzymał nas w napięciu. Zmarł około pięć lat temu”.

Spojrzałem na Toma, który uśmiechał się od ucha do ucha. „Wygląda na to, że był bardzo osobliwy”.

„O, taki właśnie był” – powiedział mężczyzna. „Zawsze powtarzał, że życie jest zbyt krótkie, żeby traktować je poważnie. Wygląda na to, że dobrze cię wykończył!”

Śmialiśmy się razem z nim i przez chwilę wyobraziłem sobie, jak gdzieś tam Harold śmieje się z nas.
Ta praca jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami i osobami, ale została wymyślona dla celów twórczych. Imiona, postacie i szczegóły zostały zmienione w celu ochrony prywatności i poprawy narracji. Wszelkie podobieństwa do prawdziwych osób, żywych lub zmarłych, lub prawdziwych wydarzeń są całkowicie przypadkowe i nie są zamierzone przez autora.

Autor i wydawca nie roszczą sobie prawa do dokładności wydarzeń lub przedstawienia postaci i nie ponoszą odpowiedzialności za jakiekolwiek błędne interpretacje. Ta historia jest przedstawiona „tak jak jest”, a wszelkie opinie w niej wyrażone należą do postaci i nie odzwierciedlają poglądów autora ani wydawcy.

Mój mąż znalazł podczas wędkowania list sprzed 17 lat w butelce. Po przeczytaniu go wyruszył na poszukiwanie domu jego zmarłego autora.
Kilka minut przed ślubem dowiedziałem się prawdy i uciekłem.