Twój wybór decyduje o wszystkim

Po bolesnym rozwodzie Swietłana postanowiła wrócić do rodzinnego Niżnego Nowogrodu. Nie trzymało jej tu nic poza pracą córka wyszła za mąż i wyjechała do Kazania. Wiedziała, że były mąż nie da jej spokoju, taki już charakter ma Wiktor.
W starym pięciopiętrowym bloku Swietłana miała małe dwupokojowe mieszkanie, odziedziczone po ciotce Galinie, która zmarła dwa lata temu. Przeprowadzka była trudna, lecz zostać w jednym mieście z byłym nie potrafiła.
Miesiąc szukania pracy i szczęście: przyjęto ją do dużej agencji reklamowej. Po drodze do biura o mało co nie potrącił jej samochód. Kierowca ostro zahamował, wyskoczył i warknął:
Oślepłaś?! Po co włażysz pod koła?!
Swietłana podniosła głowę przed nią stał rozwścieczony mężczyzna.
Najpierw sam naucz się przepisów! rzuciła i pobiegła do przejścia.
Przez ciebie prawie wjechałem w latarnię! poleciało za nią.
Na szczęście w pracy przyjęto ją serdecznie. Szef osobiście pokazał biurko, przedstawił współpracowników.
Wieczorem, jadąc marszrutką, Swietłana myślała: *„Dzień minął nieźle, mimo porannej wpadki. Zespół sympatyczny. Trzeba wstąpić do «Piatioroczki», lodówka pusta”*.
Na klatce schodowej było ciemno żarówki się przepaliły. Ostrożnie wspinała się z siatkami, gdy nagle na kogoś wpadła.
Och, przepraszam! wyrwało się jej.
Ostrożniej, usłyszała znajomy głos. To był ten sam kierowca. Jestem z siedemnastego, Artiom.
A ja z dziewiętnastego, Swietłana, odpowiedziała. I moglibyście wkręcić żarówkę łatwo tu kark skręcić.
Zaiskrzył zapalniczką.
Znów pani? Czyli jeszcze jesteśmy sąsiadami, mruknął niezadowolony. Tego brakowało.
Artiom wyszedł na ulicę musiał do sklepu. Po drodze przypomniał sobie poranny incydent.
*„Dobrze, że klocki nowe, inaczej miałbym grzech na sumieniu. A charakter ma ciężki. Nie dość, że nie przeprosi, to jeszcze fuka”*.
Artiom pracował jako dziennikarz, a w wolnym czasie pisał bajki dla dzieci. Z żoną rozstał się pół roku temu zdradziła go z najlepszym przyjacielem.
W domu otworzył lodówkę pusto. A na klatce niespodziane spotkanie.
*„Ta furia teraz mieszka w mieszkaniu cioci Gali, tuż nade mną. Zobaczymy”*.
Rano znów się zderzyli Artiom dłubał w zamku, a Swietłana się spieszyła.
Ach, to pan, uśmiechnęła się złośliwie, szturchając go w ramię.
Trudno pani nie zauważyć, rzucił za nią. Myślałem, że ciocia Galia była jędzą, ale chyba się myliłem.
Wieczorem Swietłana porządkowała schowek, wynosiła graty. Na zewnątrz znowu spotkała Artioma.
O, znowu pani. Mam nadzieję, że się pani nie wyprowadza? zapytał.
Nie doczeka się pan.
Szkoda byłoby stracić tak oryginalną sąsiadkę, powiedział, lustrując ją. Domowe ubranie łagodziło obraz, ale charakter miała jak furia.
Następnego dnia Swietłana zaspała. Wszystko sypało się z rąk: kawa się wylała, klucze się zgubiły. Do przystanku biegła, lecz marszrutka już odjechała.
Nagle obok zapiszczała stara Łada.
Biega pani nieźle, ale po jezdni nie wolno. Wsiadać, podwiozę.
Pomyślała, że to zrzęda, lecz wsiadła.
Jechali w milczeniu. Pod biurem wyskoczyła, rzucając:
Dziękuję!
W korytarzu wpadła na nieznajomego.
Przepraszam, spieszę się! wybąkała.
Nic się nie stało, uśmiechnął się mężczyzna. Jestem Denis, dopiero wróciłem z urlopu.
Wieczorem rozmyślała:
*„Denis jest sympatyczny, mądry, wolny. Lecz połowa działu za nim lata. Służbowe romanse nie dla mnie”*.
Tymczasem Artiom odwiedził matkę. Ta westchnęła:
Misza, kiedy ty znajdziesz kobietę?
Mamo, nie tylko kucharka potrzebna.
Wieczorem zadzwoniła była Lena.
Tiemoczka, stęskniłam się za tobą Może wrócę?
Do tej samej rzeki dwa razy się nie wchodzi, odparł sucho.
Prosiła, lecz odmówił.
Tymczasem Denis zaprosił Swietłanę do kawiarni. Auto miał drogie, ale gdy położył dłoń na jej kolanie, odsunęła się.
W kawiarni zauważyła Artioma siedział z brunetką.
Muszę iść, powiedziała nagle Denisowi.
W kolejnym tygodniu Denis nalegał na bliskość.
Swieta, ile można? Przecież nie jesteś zakonnicą!
Lepiej zostańmy przyjaciółmi, odpowiedziała i wysiadła z auta.
Pod blokiem poślizgnęła się na skórce i upadła. Noga bolała, ludzie minęli obojętnie. Nagle podbiegł Artiom.
Gdzie boli? zapytał z troską, biorąc ją na ręce.
W szpitalu stwierdzili naciągnięcie. Odwiózł ją do mieszkania, ułożył na kanapie.
Nie, dziękuję.
Następnego dnia przyszedł z plikami kartek.
To bajka. O nas.
Doczytała do końca i uśmiechnęła się:
A bohaterowie zostaną razem?
To zależy od ciebie.
Wieczór pachniał chłodem i ciszą Miasto szeptało pod oknami bloku Tak z wrogów stali się kimś więcej. Bo czasem nienawiść to tylko odwrotna strona niewypowiedzianych uczuć.