Wreszcie ojciec jest naprawdę szczęśliwy.
Marzenia i pragnienia idą obok nas, choć nie zawsze się spełniają. Smutek i radość kroczą obok siebie. Podejmujemy decyzje, pokonujemy trudności, żyjemy jak potrafimy i walczymy na miarę sił.
Los bywa różny i nie zawsze głaszcze po głowie. Czasem zastawia sidła, igra z nami — a komu uda się wybrnąć, ten wygrywa.
Na początku jedenastej klasy do wiejskiej szkoły przyszła nowa uczennica — Alina. Śliczna, delikatna, z wąską talią i pełnymi ustami, na policzkach wieczny rumieniec. A przy tym skromna i uprzejma.
Przyjechała z matką po śmierci ojca. Matka spędzała niegdyś wakacje u babci na skraju wsi, potem wyszła za mąż. W mieście żyć nie potrafiła — w tłumie wciąż wypatrywała zmarłego.
— Córko, jedźmy na wieś, tam stoi babcina chata. Nie mogę już tutaj, tam jest cicho, odzyskam równowagę.
— Mamo, a studia?
— Zdasz, będziesz przyjeżdżać w wakacje.
— A ty sama?
— Poradzę sobie. Przyroda leczy — odparła i wyjechały.
W klasie Alinę przyjęto ciepło, szczególnie chłopcy. Również Egor, miejscowy przystojniak. Za to Katia, pierwsza piękność, patrzyła na nową z podejrzliwością — ujrzała rywalkę.
Matka Katii była wójtem, więc córka zawsze miała dobre oceny. Dziewczyna ładna, kręciła lokami przed chłopakami, lecz marzyła o księciu z miasta, który zabierze ją z prowincji.
Egor adorował Katię — skromny, wysoki, wysportowany. Podobał się wielu, ale Katia postanowiła, że ma należeć do niej. Mówiła szorstko, rozkazywała, a on się spieszył, by spełniać jej życzenia. Często spacerowali razem.
Wkrótce Katia dostrzegła zmianę — Egor spoważniał i przestał zwracać na nią uwagę. Wszystko jasne: przez nową. Kręcił się przy Alinie podczas przerw, razem wracali ze szkoły.
Gdy Alina rozmawiała z Egorem, on się dziwił:
— Można mówić tak łagodnie i z szacunkiem? Katia tylko krzyczy i rozkazuje.
Po drodze do domu recytował Alinie wiersze.
— Masz talent, Egor! Może zostaniesz poetą? — zachwycała się.
Egor się zmieniał, nabierał pewności. Przestał ubóstwiać Katię, zaczął dostrzegać jej wady. A Katia się złościła: jej wierny pazik o niej zapomniał. Choć nigdy nie uważała go za ukochanego — schlebiało jej jedynie, że taki ładny chłopak jest pod ręką.
Próbowała nawet namówić koleżanki na „ciemną” dla Aliny, ale odmówiły — nową szanowały. Nie było za co jej krzywdzić: spokojna, mądra, z nikim nie wchodziła w spory.
Przed balem maturalnym Katia podeszła do Aliny z przestraszoną miną:
— Pomożesz? Mama pojechała do powiatu, a ja boję się spać sama. Sąsiad Witek grozi, że wlezie do domu.
— Poproś któregoś z chłopaków, choćby Egora.
— Niezręcznie…
Alina sama poprosiła Egora. Nie chciał, lecz się zgodził.
Wyszło tak, jak zaplanowała Katia. Matka naprawdę wyjechała. Wpuściła Egora nocą, przekręciła zamek. Na stole kanapki, owoce, szampan.
— Jutro matura, rozjedziemy się — powiedziała Katia.
— Skłamałaś o sąsiedzie?
— Po prostu chcę z tobą pobyć. Wypijmy na pożegnanie.
Nie zauważył, jak wsypała mu do kieliszka środek nasenny. Wkrótce zakręciło mu się w głowie, Katia usiadła mu na kolanach:
— Pocałuj mnie — wyobraź sobie, że jestem Aliną.
Potem zaprowadziła go do pokoju, szepcząc:
— Jestem twoją Aliną.
Rano wróciła matka i aż westchnęła. Egor, zachowując honor, oświadczył się.
Na balu podszedł do Aliny:
— Przebacz.
Katia stała z boku, triumfując.
Alina dostała się na studia i wyjechała. Matka została sama.
Minęło siedemnaście lat. Matka Aliny zmarła. Alina wyszła za kolegę z roku, lecz małżeństwo się rozpadło — mąż okazał się niestały.
Pociąg zatrzymał się na przystanku. Z wagonu wysiadła kobieta z dziewczynką.
— Dojechałyśmy, Daszeńko. Tu skończyłam szkołę, tu mieszkała twoja babcia.
— Daleko dom?
— Nie, skręcimy w zaułek.
Po drodze Alina witała znajomych ze wsi. Przy jednym podwórku zobaczyła kobietę z praniem.
— Dzień dobry, ciociu Ljubo.
Ta zmrużyła oczy:
— Alina? Wróciłaś?
— Tak, to ja.
Lubow, matka Katii, wpadła do domu:
— Wstawaj! Alina przyjechała z córką! Mówili — rozwiodła się. Trzymaj teraz męża!
— Niemożliwe!
— A jakże! Idzie jak pawica. Patrz, żeby Egor czegoś nie zmajstrował. Pierwsza miłość to pierwsza miłość.
— Przecież za mną biegał jak koźlę!
— Biegał, biegał, ale żenił się nie z miłości. I jak wy tu żyjecie? On na kanapie, ty w pokoju. Znowu się kłóciliście? Pieniędzy pewnie wymagasz, a sama nie pracujesz. Rzuci cię — zobaczysz!
— Nie odważy się! Syn dorosły, i tak nie odejdzie!
Katia zajrzała do pokoju, w którym spał Egor, i trzasnęła drzwiami.
— Czego się pienisz? Niech się wyśpi. Ciągle ci mało — futra z norek ci się zachciało!
— Choćby po podwórku w nim chodzić! — odburknęła Katia. — Ty całe życie w byle czym, a ja nie chcę! Może jeszcze spotkam księcia… Może to Egor zmarnował mi życie!
Syn Anton szykował się do szkoły wojskowej — ojciec doradził. Z matką prawie nie rozmawiał.
Rano Katia kopniakiem zbudziła Egora:
— Wstawaj! Jesteś mężem czy nie? Powinieneś wstawać wcześniej ode mnie!
— Dla ciebie nikim. Od dawna — odparł Egor, podnosząc się. — Żyjemy jak sąsiedzi. Gdy tylko Anton wyjedzie — rozwód.
Wyszedł, nie słuchając jej krzyków.
Przy furtce zatrzymała go teściowa:
— Nie zjadłeś śniadania!
Egor machnął ręką i poszedł nad rzekę. Tam, pod wierzbą, siadywał w młodości.
Mijając skrajny dom, zastygł. Na podwórzu dziewczynka zamiatała ganek. Wczoraj nikogo tu nie było.
— Cześć. Co ty tu robisz? — usłyszał za plecami.
Odwrócił się.
Zaschło mu w ustach.
Biorąc od Aliny torby, cicho spytał:
— Napoisz mnie herbatą?
— Wejdź, jeśli chcesz…
