Idealny wieczór, który się rozpadł

Anastazja poprawiała świece na stole; miękkie płomyki drgały w kieliszkach jak dalekie gwiazdy. Talerzyki z tartaletkami z łososiem, pieczona gęś, sałatka z pomidorami i bryndzą — wszystko według przepisów z magazynu kulinarnego, który przeglądała cały tydzień. Tego dnia Dmitrij, narzeczony, miał poznać jej rodziców, a Anastasja marzyła, by kolacja stała się początkiem ich wspólnej drogi.

— Nasti, na pewno gęś się sprawdzi? — Dmitrij wszedł do salonu, poprawiając kołnierzyk. — U nas na takie okazje zawsze piekło się mięsne pierogi. Po staremu, rozumiesz?

— Pierogi? — zaśmiała się, choć palce zacisnęły się na obrusie. — Dima, to nie wiejskie posiadówki. Gęś wygląda elegancko. Mama doceni.

— Skoro tak postanowiłaś — wzruszył ramionami, lecz spojrzenie powędrowało po stole z cieniem wątpliwości.

Dzwonek do drzwi przeciął ciszę; Anastasja pobiegła otworzyć. W progu stanęli rodzice — Galina Siergiejewna w surowym kostiumie i Aleksandr Nikołajewicz w znoszonej marynarce, z butelką domowej nalewki.

— Nastieńko, gdzie twój wybranek? — zapytała Galina, ściskając córkę. — Dwie godziny jechaliśmy, wszystko dla tego wieczoru!

— Mamo, tato, wejdźcie — uśmiechnęła się. — Dima, podejdź!

Dmitrij wyszedł z lekką sztywnością, uścisnął dłoń Aleksandrowi i skłonił się przed Galiną.

— Miło mi — powiedział. — Nastia dużo o was opowiadała.

— Najważniejsze, byście do siebie pasowali — machnęła ręką Galina. — Nasza Nastieńka ma charakter, ale serce dobre.

Policzki Anastasji zaróżowiły się. Wszystko układało się zgodnie z planem, gdy nagle zabrzmiał kolejny dzwonek.

— Kto jeszcze? — zmarszczył brwi Dmitrij. — Mówiłaś, że tylko rodzice.

— Nie wiem — odparła, podchodząc do drzwi.

W progu pojawiła się ciotka Zinaida — barwna jak jarmark: w pstrokatej sukience, z wielką torbą, z której wystawała butelka jarzębinowej nalewki. Oczy błyszczały jej jak u kota, który wyczuł zdobycz.

— Nastiusza, niespodzianka! — rozłożyła ręce. — Usłyszałam, że narzeczonego przedstawiasz, zamówiłam taksówkę i jestem! Jak mogłabym to przegapić?

— Ciociu Zino… nie spodziewaliśmy się…

— Nie spodziewaliście? — roześmiała się, a jej głos zapełnił przedpokój. — Dziecko, bez ciotki takie sprawy się nie odbywają! Gdzie ten twój? Idę poznać!

Legendarna w rodzinie, dawna nauczycielka literatury, uważała się za strażniczkę „prawdziwych wartości” i mówiła, co myślała — zawsze.

Salon ożył, lecz nie tak, jak planowała Anastasja. Zinaida usiadła na czele stołu; jej nalewka stanęła obok wina niczym wyzwanie. Dmitrij zamiast wesprzeć narzeczoną, natychmiast dał się wciągnąć w rozmowę z ciotką, jakby była gościem honorowym.

— Dmitrij, czym się zajmujesz? — Zinaida porwała tartaletkę, po chwili skrzywiła usta. — Nastiusza, co to za jedzenie? Gdzie normalne ziemniaki z kotletami? Na takie wieczory stawia się porządne pieczenie!

— Ciociu, to tartaletki — spróbowała się uśmiechnąć. — Teraz modne są lekkie przekąski.

— Moda? — prychnęła. — Moda jest dla tych, co w telefonach siedzą. Prawdziwa gospodyni wie, że mężczyźnie potrzeba mięsa, a nie tych ziółek.

Galina chrząknęła, usiłując rozładować napięcie.

— Nastieńka się postarała, Zino. Wszystko wygląda bardzo schludnie. Prawda, Sasza?

— Aha — przytaknął Aleksandr, wlepiając wzrok w gęś. — Tylko może sosu więcej?

Gorąco buchnęło Anastasji do twarzy. Dmitrij zamiast stanąć po jej stronie, pokiwał głową ciotce:

— Zgadzam się, Zinaido Pietrowno. Mama zawsze powtarzała: dobre pieczenie to fundament rodziny.

— No widzisz! — Zinaida klepnęła w blat. — Słyszysz, Nasta? Ucz się od Dmitrija. Mężczyzna wie, czego dom potrzebuje.

Anastasja ścisnęła widelec tak, że zbielały palce. Przypomniała sobie, jak pół roku wcześniej, kiedy się oświadczył, szeptał w małej kawiarni: „Zawsze będę po twojej stronie”. Teraz uśmiechał się do ciotki jak pilny uczeń oczekujący pochwały.

— Dima — spojrzała mu w oczy — sam zatwierdziłeś menu. Pamiętasz?

— No… tak — zmieszał się, gniotąc serwetkę. — Ale Zinaida ma rację. Tradycja jest ważna.

— Tradycja! — podniosła kieliszek z nalewką. — Wypijmy za to! Nie obrażaj się, Nastieńko, ale roli żony trzeba się nauczyć.

Goście się zaśmiali, a ściany zaczęły się zacieśniać.

Przy daniu głównym napięcie tylko wzrosło. Anastasja podała gęś, zapach wypełnił pokój, lecz Zinaida znów przejęła głos:

— Gęś? — uniosła brew, jakby zobaczyła coś wątpliwego. — Na taki wieczór trzeba czegoś konkretnego. U nas zawsze była wieprzowina z kaszą gryczaną. Dmitrij, nie masz nic przeciwko normalnemu jedzeniu?

— Oczywiście, że nie — uśmiechnął się, unikając wzroku Anastasji. — Wieprzowina to klasyka.

— Klasyka? — nie wytrzymała, a głos zadrżał. — Dima, trzy dni temu jadłeś tę gęś i mówiłeś, że jest doskonała!

— Nasti, daj spokój — odchrząknął, zerkając na ciotkę. — Po prostu się zgadzam z Zinaidą Pietrowną. Ma doświadczenie.

— Doświadczenie! — przytaknęła, błyskając oczami.

Anastasja spojrzała na wszystkich — na ciotkę wymachującą kieliszkiem, na rodziców spuszczających wzrok, na Dmitrija, który nagle stał się obcy. Powoli zdjęła pierścionek i położyła go na stole, rozumiejąc, że prawdziwa rodzina zaczyna się nie od idealnej kolacji, lecz od tego, kto pozostanie obok, nawet gdy na stole zamiast gęsi będą zwykłe pierogi.

Idealny wieczór, który się rozpadł
Kiedy zostałem zamknięty we własnym domu, zdałem sobie sprawę, że moje małżeństwo dobiegło końca.