Uciec czy zostać
Anastazja otworzyła drzwi i znieruchomiała, widząc córkę Swietłanę z nieznajomym chłopakiem, który uśmiechał się niepewnie, lecz szczerze.
— Mamo, hej! To Denis — wyrzuciła z siebie szybko Swietłana, jakby chciała zagłuszyć pauzę. — Pomyślałam, że najwyższy czas was poznać. Tata jest w domu? — Delikatnie popchnęła chłopaka do przodu. — Wchodź śmiało, u nas bez ceremonii!
— Dzień dobry — powiedział Denis cicho, z lekkim zakłopotaniem, przekraczając próg.
Anastazja, chcąc rozładować napięcie, uśmiechnęła się i skinęła głową.
— Mamo, wybacz bez zapowiedzi — ciągnęła Swietłana. — Napijemy się herbaty i lecimy do kina.
Denis zachowywał się powściągliwie, ale uprzejmie: odpowiadał rzeczowo, podtrzymywał rozmowę, nie pozwalając jej zgasnąć.
— Mamo, a gdzie tata? Chciałam, żeby też go poznał — spytała Swietłana, odgarniając kosmyk włosów.
— A gdzie ma być? W garażu, oczywiście — odparła Anastazja z lekkim uśmiechem. — Dłubie przy aucie. Twierdzi, że trzeba ogarnąć wnętrze. Wiesz przecież, na myjnię nie pojedzie — wszystko robi sam.

Niedługo potem Swietłana z Denisem zbierali się do wyjścia. Chłopak podziękował za herbatę i grzecznie się pożegnał.
„Jaki dobrze wychowany” — pomyślała Anastazja, zamykając za nimi drzwi, a serce ścisnęło jej się od niejasnego przeczucia.
Swietłana jest już na trzecim roku studiów. Dorosła. Anastazja nie zauważyła, jak minęły lata. Córka coraz częściej pyta o radę: co wybrać, jak postąpić, jak nie zbłądzić. Matka stara się pomagać, lecz bywa, że tylko rozkłada ręce:
— Swieta, życie nie jest proste. Czasem los stawia pułapki, żeby przypomnieć, że wszystko ma swój czas.
Każdy ma własny los i rządzi się on po swojemu. Anastazja, z mężem Wiktorem ponad dwie dekady, wciąż pamięta, jak poznała go dzięki Oldze.
— Nastia, to Wiktor, kolega mojego Sierioży — Olga podprowadziła ją do wysokiego, trochę niezdarnego chłopaka, który wyglądał, jakby trafił tu przypadkiem. — Pracują razem, Sierioża chciał go z kimś zapoznać. Pogadajcie — mrugnęła i zniknęła w tłumie.
Impreza studencka w klubie była w pełni. Nastia i Olga kończyły uczelnię. Olga z Sieriożą planowali już ślub. A Wiktor w tej hałaśliwej ekipie zdawał się obcy. Garbił się, jakby wstydził się wzrostu, rozglądał się, jakby szukał drogi odwrotu.
— Wiktor, studiujesz gdzieś? — zagaiła Nastia.
— Nie, od trzech lat pracuję jako mechanik samochodowy — odparł, patrząc gdzieś obok. — Wcześniej byłem w wojsku.
„Dziwne — pomyślała. — Odbył służbę, a taki nieśmiały. Zwykle po armii chłopaki są inni”. Jej kuzyn wrócił stamtąd zupełnie odmieniony — pewny siebie, twardy.
— Ze Sieriożą służyliśmy razem, potem trafiliśmy do jednego serwisu — dodał Wiktor. — A ty jesteś na roku z Olgą?
Spotkał jej spojrzenie, a jego uśmiech — prosty, niemal dziecięcy — sprawił, że odpowiedziała uśmiechem. W duchu jednak uznała: to nie jej typ. Gdyby ktoś powiedział wtedy, że zostanie jej mężem, roześmiałaby się.
Ale przed losem nie uciekniesz. Życie byłoby zbyt łatwe, gdybyśmy znali przyszłość. Wiktor zapraszał Nastię na randki, a ona za każdym razem myślała: „To już ostatni raz. Przejdziemy się — i koniec”. Odmówić jednak nie potrafiła. Z jednej strony szkoda jej było tego dobrego, trochę nieporadnego chłopaka. Z drugiej — obok nie było nikogo ważniejszego.
— Nastia, jak tam z Wiktorem? — dopytywała Olga.
— W porządku — wzruszała ramionami Nastia. — Sama nie wiem, jak to się potoczyło.
Bawili się na weselu Olgi i Sierioży, gdzie byli świadkami. Nastia obroniła dyplom, znalazła pracę. Spotkania z Wiktorem trwały. Przywykła do niego, zaczęła doceniać jego solidność. W końcu zdecydowała się porozmawiać z matką.
— Mamo, znasz już Wiktora — zaczęła. — Wspomina o ślubie, a ja nie wiem, co robić. Jest dobry, troskliwy, ale… nieciekawy, książek nie czyta i w ogóle…
— Córko, nie filozofuj — machnęła ręką matka. — Nie czyta? Trudno. Za to wierny, patrzy na ciebie jak w słońce. Przywykniecie — pokochacie się. Dyplom to nie wszystko.
I wtedy Wiktor, czerwieniąc się i nerwowo ściskając pudełko z pierścionkiem, ukląkł z pytaniem.
— Nastia, zostań moją żoną — wydusił, wpatrując się w podłogę. — Zgadzasz się?
Nastia milczała chwilę, wpatrzona w pierścionek, po czym uśmiechnęła się:
— Zgadzam się. A gdzie kwiaty? — Wsuwając pierścionek, zobaczyła, jak Wiktor bezradnie mruga.
— Oj, Nastiu, zapomniałem! — zakrzątnął się. — Obiecuję, przyniosę najpiękniejsze!
Później Nastia zastanawiała się: „Jak to się stało, że za niego wyszłam? Przecież jest taki… zwyczajny”. Może dlatego, że koleżanki wychodziły za mąż jedna po drugiej, a ona nie chciała zostawać w tyle. Była atrakcyjna, choć zawsze uważała się za zbyt pulchną — niesłusznie.
