Arogancki pasażer zjadł moje jedzenie w samolocie – karma nie pozostawiła tego bez echa.

Kobieta myślała, że jej lot będzie kolejną zwyczajną podróżą, ale nieoczekiwana bezczelność sąsiada doprowadziła do nieprzewidywalnego zwrotu akcji.


Podróż zakończyła się w sposób, którego nikt z nich nie oczekiwał.

Była to dla mnie kolejna podróż służbowa, kiedy wsiadłam do samolotu z Nowego Jorku do Los Angeles.

Jako 35-letnia konsultantka ds. marketingu często podróżuję, a lotniska i loty stały się dla mnie czymś naturalnym.

Tym razem leciałam na ważną konferencję do Los Angeles, z przesiadką w San Diego na wstępne spotkanie.

Wszystko było dokładnie zaplanowane — nie mogłam sobie pozwolić na opóźnienia.

Wybrałam nawet miejsce przy przejściu, aby szybciej wyjść.

Kiedy podeszłam do swojego rzędu, zauważyłam, że mężczyzna przy oknie już siedział.

Miał około 40 lat i emanował aurą samozadowolenia.

Ubrany w starannie wyprasowaną koszulę, stylowe spodnie i wypolerowane buty, ciągle spoglądał na swój drogi zegarek i prawie nie zauważył mnie, kiedy siadałam.

Nie ma sprawy, pomyślałam.

Chciałam po prostu spokojnego lotu, może przejrzeć swoje notatki przed spotkaniem w San Diego i może trochę się zdrzemnąć przed lądowaniem.

Nie wiedziałam jednak, że ten mężczyzna zamieni moją beztroską podróż w mały koszmar.

Mniej więcej w połowie lotu stewardessy zaczęły podawać kolację.

Nie zdążyłam nic zjeść przez cały dzień, więc kiedy zaczęto rozdawać posiłki, byłam głodna.

Zapach jedzenia sprawił, że burczało mi w brzuchu i nie mogłam się doczekać, żeby coś zjeść, przejrzeć notatki i trochę odpocząć.

Ale natura wezwała.

Spojrzałam w dół przejścia i zauważyłam, że wózek z jedzeniem był jeszcze kilka rzędów dalej.

Ponieważ myślałam, że zdążę, przeprosiłam i poszłam do toalety, starając się nie przeszkadzać panu Ważnemu.

Kiedy podeszłam do tyłu samolotu, zauważyłam, że jest tam kolejka.

Właśnie tego mi trzeba!

Nerwowo spoglądałam na zegarek, a minuty ciągnęły się w nieskończoność.

Kiedy w końcu dotarłam do swojego miejsca, przywitał mnie niesamowity widok: mojego tacy nie było, a mężczyzna obok z apetytem jadł swoje drugie danie.

— Hm, czy nie przyniesiono mi posiłku, kiedy byłam w toalecie? — zapytałam, chociaż odpowiedź była oczywista.

Odszedł od swojego tacy z zadowolonym uśmiechem na twarzy.

— O tak. Długo cię nie było, więc pomyślałem, że nie chcesz. Nie chciałem, żeby posiłek się zmarnował.

Patrzyłam na niego ze zdziwieniem.

— Zjadłeś moje jedzenie?

— Tak — odpowiedział, kontynuując jedzenie.

— Byłem nadal głodny po swoim posiłku, a ciebie nie było.

Możesz kupić coś na lotnisku, kiedy wylądujemy.

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.

Słyszałam o zadowolonych z siebie ludziach, ale to było zupełnie inny poziom.

Kto tak robi?

„Mówisz poważnie?” – zapytałam, bardziej do siebie niż do niego, mając nadzieję, że to jakiś żart.

On tylko wzruszył ramionami, zupełnie nie przejmując się tym.

„Spokojnie, to tylko jedzenie w samolocie”.

Wściekła i niedowierzająca, nacisnęłam przycisk wezwania i zapytałam stewardessę, czy jest jeszcze jedzenie.

Uśmiechnęła się do mnie z przeprosinami.

— Przykro mi, ale nie mamy już jedzenia. Chce pani trochę precelków?

Precelki?

To nie wystarczyłoby, ale co mi pozostało?

Wzięłam małą paczkę precelków, czując się pokonana i coraz bardziej zirytowana bezczelnością mojego sąsiada.
W międzyczasie pan Ważny zjadł oba dania, odchylił się do tyłu i szybko zasnął, zadowolony jak kot, który złapał mysz.

Próbowałam skupić się na pracy, gryząc precle i rzucając jadowite spojrzenia na mojego sąsiada, który teraz cicho chrapał.

Mój żołądek burczał z głodu, ale zmusiłam się do skupienia się na notatkach.

Miałam krótki lot łączony i nie mogłam pozwolić, aby ten facet zepsuł mi dzień.

Wciąż spoglądałam na zegarek i odliczałam minuty do lądowania.

Kiedy zaczęliśmy schodzić do Los Angeles, stewardessy ogłosiły standardowe komunikaty dotyczące lądowania i lotów łączonych.

Wspomnienia o lotach łączonych wyrwały mnie z irytacji i przywróciły do trybu pracy.

Spojrzałam na mojego sąsiada, który nadal spał głęboko i nic nie zauważał.

Samolot wylądował i gdy tylko to się stało, chwyciłam swoją torbę, gotowa pobiec do następnego wyjścia.

Ale gdy tylko wstałam, usłyszałam, jak jedna ze stewardess ogłosiła ważne komunikat: „Uwaga, pasażerowie z lotem łączonym do San Diego.

Nastąpiła zmiana wyjścia. Proszę jak najszybciej udać się do terminalu 4, wyjście 45”.

Świetnie, pomyślałam. Właśnie tego mi potrzeba – zmiany wyjścia.

Chciałam odejść, ale zawahałam się, patrząc na pana Ważnego, który nadal chrapał.

Zastanawiałam się, czy warto go budzić.

Oczywiście, zjadł moje jedzenie i zachowywał się jak prawdziwy idiota, ale czy to oznaczało, że powinnam po prostu pozwolić mu przegapić swój lot łączony?

Delikatnie go szturchnęłam. „Hej, wylądowaliśmy” – powiedziałam cicho.

Nic. Nawet się nie poruszył.

Popchnęłam go nieco mocniej. „Powinieneś się obudzić; wylądowaliśmy i zmieniono wyjście”.

Tym razem wymamrotał coś niezrozumiałego i przewrócił się na drugi bok, najwyraźniej nie gotowy do przebudzenia.

Ponieważ uznałam, że ogólny hałas w końcu go obudzi, postanowiłam skupić się na moim locie łączonym.

Nie mogłam sobie pozwolić na spóźnienie się na samolot, więc pospiesznie opuściłam pokład.


Terminal był przepełniony ludźmi i musiałam przedzierać się przez tłum, aby dotrzeć do nowego wyjścia.

Kiedy w końcu dotarłam na miejsce, rozpoczęło się już wejście na pokład.

Zdążyłam w samą porę i kiedy usiadłam na swoim miejscu, ogarnęło mnie uczucie ulgi.

Leciałam do San Diego i w końcu miałam chwilę, żeby złapać oddech.

Dopiero po wylądowaniu w San Diego i spotkaniu z kolegami dowiedziałam się całej historii.

Kiedy rozmawialiśmy o naszych lotach, jedna z moich koleżanek, Lisa, wspomniała, że widziała kogoś znajomego.

„W Los Angeles był jeden facet, który wyglądał, jakby właśnie obudził się ze śpiączki” – powiedziała Lisa ze śmiechem.

„Wyszedł z samolotu kompletnie zdezorientowany. Słyszałam, jak kłócił się z agentem odprawowym, ponieważ przegapił swój lot łączony.

Najwyraźniej spał, kiedy ogłoszono zmianę wyjścia, a kiedy się obudził, było już za późno.

Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. „Jak wyglądał?”

Lisa go opisała – mężczyzna około 40 lat, w lekko pogniecionej koszuli, spodniach i wypolerowanych butach, z drogim zegarkiem, który cały czas sprawdzał, kłócąc się z agentem wyjścia.

Miał potargane włosy i wyglądał na zdezorientowanego i złego.

Nie było wątpliwości – to był on.

„Ach, ten facet!” – powiedziałam, a w moim głosie pojawiła się satysfakcja. „Tak, siedział obok mnie.

Nie możesz uwierzyć, że zjadł moje jedzenie, kiedy byłam w toalecie, a potem zasnął? Próbowałam go obudzić, ale on po prostu nie chciał się obudzić”.

Lisa szeroko otworzyła oczy. „Serio? To karma w akcji”.

Trudno było się z tym nie zgodzić.

Choć było to dla mnie irytujące, niesamowicie satysfakcjonujące było wiedzieć, że karma wkroczyła do akcji.

Podczas gdy ja dotarłam na czas na spotkanie, pan Ważniak utknął w Los Angeles, przegapił swoje loty łączone i prawdopodobnie żałował swojej decyzji o zjedzeniu obu posiłków.

Czasami wszystko dzieje się tak, jak powinno. W tym przypadku karma nie przeoczyła niczego.

Arogancki pasażer zjadł moje jedzenie w samolocie – karma nie pozostawiła tego bez echa.
Как выглядеть всегда на все 100%. 32 правила