Rodzice pogodzili się z tym, gdy urodziła się druga córka, Alisa, ale szczególnego ciepła do niej nie czuli. Ojciec mówił wprost:
— No i klops. Czekaliśmy na syna, a wyszła dziewczynka, i to znów taka sama jak starsza.
— Cóż poradzić, los — wzdychał. Swieta, pierworodna, była dumą domu. Ubóstwiali ją, rozpieszczali i chwalili na każdym kroku. Złote loczki, jasne błękitne oczy, rzęsy do brwi — od małego ślicznotka.
Alisa też rosła miła i bystra, szybko jednak zrozumiała: rodzice wyraźnie wolą siostrę. Swiecie nie odmawiano niczego, a gdy Alisa o coś prosiła, matka tylko pomrukiwała. Ubrania trafiały do niej po siostrze, a ta śmiała się z tego.
— Bierz przykład ze Swiety — powtarzali. — Ale jaki? Starsza uczyła się gorzej, w domu prawie nie pomagała, a i tak pozostawała pupilką. Alisa nauczyła się być niewidoczna, jak cień. Swieta od dziecka czuła swoją wyższość — sama narozrabia, a winną ogłoszą młodszą. Z wiekiem zaczęła ją poniżać celowo.
— Widzicie te dżinsy? — chełpiła się przed koleżankami. — Rodzice kupują mi wszystko nowe, a Alisie zostają moje stare ciuchy. I dobrze, przecież nie będzie latać po klubach jak ja.
Tak było: dla Swiety modne nowości, dla Alisy porządne, lecz noszone. Boli? I to jak! Rówieśnicy wytykali palcami: „Znowu w siostrzanych resztkach?”.
W dziewiątej klasie Alisa odważyła się zapytać:
— Mamo, czemu zawsze wszystko po Swiecie trafia do mnie?
— Bo jest starsza! — ucięła matka. — I o co to marudzenie? Rzeczy są w świetnym stanie! Inni by się cieszyli.
Nawet sąsiadka, ciotka Galina, stanęła w obronie:
— Czemu krzywdzisz młodszą? Moja Natalka mówi, że w szkole ją za to drażnią.
Matka wybuchła. Wpadła do pokoju, chwyciła Alisę za ramiona:
— To ty na mnie skarżysz?! Niewdzięczna!
Alisa osunęła się na podłogę, zakryła twarz dłońmi:
— Boże, po co mnie w ogóle urodziliście?..
Lata mijały. Swieta jakoś dostała się na studia — płatne, na budżet się nie załapała. Dwa lata później Alisa też złożyła papiery, marząc o rachunkowości. Rodzice uprzedzili od razu:
— Ucz się jak chcesz, ale zaocznie. Dwóch „płatnych” nie udźwigniemy.
Alisa niczego innego się nie spodziewała. Wszystko najlepsze — Swiecie! Zatrudniła się, sama zarabiała na własne potrzeby.
Swieta na uczelni dryfowała między „trójką” a „dwójką”, wiecznie w klubach, zmieniając chłopaków jak rękawiczki. Rodzice nosili jej pieniądze, a ona szybko znalazła panów, którzy chętnie za nią płacili.
Alisa uczyła się lekko, pracowała, mieszkała z rodzicami, ale o pomoc nie prosiła — i to im pasowało.
Przed dyplomem matka zaczęła nawijać:
— Swieta, pora za mąż. Szukaj faceta z kasą!
— Daj spokój, mamo, ogarnę sama — zbywała temat.
Aż nagle na piątym roku pojawił się Artiom. Ideał Swiety: praca w dużej firmie, własne M w Moskwie, drogi samochód. Poznali się w kawiarni — on świętował urodziny z kolegami, ona „dochodziła do siebie” po egzaminie z przyjaciółką.
— Cześć — zagadnął, a Swieta w duchu aż zapiszczała z radości, już miała na niego chrapkę…
…A po kilku latach, gdy u Alisy i Artioma dorastało już drugie dziecko, a Swieta znów wymieniła „bogatego narzeczonego” na nowszy model, matka rzuciła przy świątecznym stole: „Nie sądziłam, że moja «pomyłka» będzie moją dumą”.
