— Nie zapraszaliśmy jej — mruknęła synowa, zobaczywszy mnie na wejściu.
— Mamo, a kiedy babcia Tania przyjedzie? — spytała Alonka, rozmazując po talerzu ostatnie ślady kaszy manny.
— Nie wiem, króliczku. Może wcale — odparła Irina, sprzątając po śniadaniu.
Siergiej oderwał się od gazety i rzucił żonie niezadowolone spojrzenie.
— Jak to nie przyjedzie? Mama zawsze była na urodzinach Ali. To nasz zwyczaj.
— Niech więc zostanie zwyczajem tylko w twojej wyobraźni — warknęła Ira, stawiając kubek z hukiem do zlewu.
Siedmioletnia Ala zmarszczyła brwi, patrząc to na mamę, to na tatę. Nie lubiła, gdy mówili takim tonem — zwłaszcza o babci Tani.
— Chcę, żeby babcia przyjechała! Zawsze przywozi smakołyki, chodzimy do parku i opowiada mi bajki o Wasilisie Mądrej!
— Alonka, myj zęby, spóźnimy się do przedszkola — ucięła Irina.
Dziewczynka nadęła wargi, ale posłusznie zsunęła się z krzesła i pomaszerowała do łazienki.
— Ira, co ty wyprawiasz? — cicho spytał Siergiej, podchodząc do żony. — Dziecko czeka na mamę.
— A to moja wina? — odparła ostro. — To twoja matka sama postanowiła więcej nie przyjeżdżać. Po tamtej rozmowie.
— Jakiej rozmowie? Po prostu powiedziałaś jej, co myślisz o wychowaniu!
— Powiedziałam prawdę! — głos Iry zadrżał. — Kompletnie Alę rozpieszcza! Po jej wizytach córka tydzień jęczy: „babcia kupuje”, „babcia pozwala”!
Siergiej zacisnął pięści, po chwili odetchnął głęboko.
— Mama po prostu kocha wnuczkę. Ciężko jej samej po śmierci ojca. Ala to jej jedyna radość.
— Radość, jasne! A że ja potem mierzę się z tą „radością”, to już jej nie obchodzi!
Z łazienki dobiegało bulgotanie wody i dziecięca piosenka. Ala szorowała zęby, nucąc melodię z „Nu, pogodi!”.
— Bez dziecka — poprosił Siergiej. — Ala nie jest winna.
Irina wytarła ręce ręcznikiem, opadła na krzesło i ukryła twarz w dłoniach.
— Sierioża, nie jestem potworem. Też mi żal twojej mamy. Ale ona ciągle wtrąca się w wychowanie, poucza, ocenia. Ostatnio oznajmiła, że jestem złą matką, bo nie daję Ali lodów przed snem!
— Martwi się…
— Po swojemu! — przerwała. — A ja co — po cudzym? To moja córka, wiem lepiej, czego jej potrzeba!
Ala wybiegła z łazienki z mokrym podbródkiem i rozpromienioną twarzą.
— Mamo, tato, zadzwońmy do babci Tani! Powiedzmy, że bardzo tęsknimy!
Siergiej i Irina wymienili spojrzenia. W oczach żony dojrzał zmęczenie i bezradność.
— Ala, szybciej się ubieraj — łagodnie rzekła Irina. — Inaczej znów się spóźnimy i pani Natalia będzie zła.
Dzień minął jak zwykle. Irina odprowadziła córkę do przedszkola, a potem pojechała do księgowości małej firmy budowlanej, gdzie cały dzień stukała w kalkulator. Praca nie cieszyła, ale pensję wypłacano terminowo — to liczyło się najbardziej.
W porze obiadu koleżanka Oksana zapytała:
— Irka, czemu taka blada? Coś w domu?
— Rodzinne sprawy — westchnęła Irina. — Teściowa się obraziła, nie przyjeżdża. A córka tęskni.
— Co się stało?
Irina zakręciła łyżką w chłodnym barszczu.
— Może naprawdę jestem jędza? Ale ona nieustannie uczy, jak wychowywać! Przyjedzie i zaczyna: „Irinko, czemu Alonka ma taką bluzkę, zmarznie”, „Irinko, nie za wcześnie do snu, daj dziecku się pobawić”, „Irinko, zahartowanie robicie? Bo bladziutka”.
— Przecież to z miłości — zauważyła Oksana.
— Znam ja tę miłość! Gdy Sierioża był mały, co tydzień ciągała go po lekarzach, opatulała, na podwórko nie puszczała. Dorósł — i wciąż boi się mieć własne zdanie!
Oksana uśmiechnęła się krzywo:
— A teraz chce „zakochać na śmierć” wnuczkę?
— Dokładnie! Lepiej, niech wcale nie przyjeżdża!
Powiedziała to jednak bez przekonania. W głębi serca żal jej było i teściowej, i Ali, i nawet męża.
Wieczorem, gdy córka zasnęła, małżonkowie siedzieli w kuchni. Siergiej kartkował czasopismo, Irina rozwiązywała skandynawską krzyżówkę. Milczeli.
— Wiesz… — odezwał się w końcu Siergiej. — Może jednak zadzwonić do mamy? U Ali urodziny za tydzień.
Irina uniosła wzrok.
— Chcesz zadzwonić?
— Sam nie wiem. Powiedziałaś, że skoro nie podoba jej się, jak wychowujemy Alę, to niech nie przyjeżdża. Mama się obraziła.
— Nie wyrzucałam jej! Poprosiłam tylko, by się nie wtrącała! A ona zrobiła scenę i trzasnęła drzwiami!
— Była po prostu rozbita…
— „Mama, mama!” — wybuchła Ira. — Masz trzydzieści trzy lata, rodzinę i córkę! Kiedy przestaniesz być maminsynkiem, a staniesz się mężem i ojcem?!
Siergiej pobladł.
— Nie atakuj mnie personalnie.
— To nie atak — to fakt! Całe życie decydowała za ciebie! Nawet żonę ci dobierała — tylko ja nie wpasowałam się w jej ramy!
— Nieprawda…
— Prawda! Pamiętasz, co powiedziała po naszym ślubie? „Zobaczymy, jak Irina poradzi sobie z rodziną”. Jakbym była na okresie próbnym!
Siergiej wstał i zaczął krążyć po kuchni.
— Dobrze, przyjmijmy, że czasem przesadza. Ale przecież nie jest wrogiem!
— Chce kontrolować! Wiesz o tym, tylko boisz się przyznać.
— W porządku — westchnął. — Nie dzwońmy. Skoro jesteś przeciw…
— Nie jestem przeciw! — krzyknęła niespodziewanie Ira. — Chcę tylko, by wreszcie zrozumiała granice! Niech przyjeżdża jako babcia, a nie kierownik!
— To co proponujesz?
Irina oparła czoło o ręce.
— Nie wiem.
Następnego dnia Ala pobiła się z Wołodią w przedszkolu. Wychowawczyni wezwała Irinę.
— Irino Władimirowno — powiedziała surowo pani Natalia — Alona stała się agresywna. Bijatyki, krzyk. Co się dzieje w domu?
Irina spłonęła rumieńcem.
— Nic szczególnego…
— Dzieci bardzo czują atmosferę. Ala wciąż pyta o babcię, płacze. Dziś krzyczała do Wowy: „Jesteś zły jak mama!”
Irina spuściła wzrok. A więc córka słyszała więcej, niż się wydawało.
— Porozmawiam z nią.
— Radzę zgłosić się do psychologa…
— Dziękuję, poradzimy sobie.
W domu Irina usiadła obok milczącej Ali, która układała puzzle.
— Alonka, pogadajmy.
— O czym?
— O tym, co było w przedszkolu. Pobiłaś się z Wołodzią.
— Powiedział, że babcia mnie nie kocha i nie przyjedzie! — zaszlochała. — Odpowiedziałam, że kłamie!
Irina przytuliła córkę.
— Skarbie, babcia bardzo cię kocha. Dorośli czasem się kłócą…
— Dlaczego?
— Bo… — urwała. Jak wytłumaczyć coś, czego sama nie rozumiała?
Ala podniosła na mamę zapłakane oczy.
— Mamo, pojedźmy do babci sami? Autobusem!
— To daleko…
— To zadzwońmy! Teraz!
Irina spojrzała na nadzieję w oczach dziecka i ścisnęło ją w piersi.
— Dobrze. Zadzwonimy.
Słuchawkę podniesiono nie od razu. Gdy zabrzmiał znajomy głos, Irinie zaschło w ustach.
— Pani Tatiano? Tu Ira.
Milczenie. Potem sucho:
— Słucham?
— Ala ma wkrótce urodziny. Bardzo na panią czeka…
— Złożę życzenia przez telefon.
— Ale ona chce, żeby pani przyjechała!
— A ty? — niespodziewanie zapytała teściowa.
Irina się zmieszała.
— Ja… też bym chciała… Spotkajmy się i porozmawiajmy. Bez urazy.
Pauza.
— Daj Alę do telefonu.
— Babciu! — krzyknęła dziewczynka. — Kiedy przyjedziesz? Już umiem czytać!
Irina słyszała tylko odpowiedzi córki, ale z jej twarzy wnioskowała, że rozmowa się nie klei.
— Bardzo chcę, żebyś była na przyjęciu!… A co to „dorosłe sprawy”?
Ala oddała telefon.
— Babcia chce z tobą.
— Irina — głos teściowej był zmęczony — dziecko nie może cierpieć przez nas.
— Zgadzam się.
— To powiedz, co robię tak strasznego? Za co mnie nie lubisz?
Irina przymknęła oczy i oparła czoło o ścianę.
— Nie to, że pani nie lubię. Tylko wciąż krytykuje pani, poucza…
— Pragnę pomóc! Wychowałam przecież Sieriożę…
— Ale to moje dziecko! — nie wytrzymała. — Mam prawo wychowywać je tak, jak uważam!
— Masz. A ja mam prawo powiedzieć, co myślę.
— Pani Tatiano — Irina uspokoiła oddech. — Gdy robi mi pani uwagi, czuję się złą matką. A ja naprawdę się staram. Kocham Alę nad życie.
Długa cisza.
— Ja też ją kocham. Tylko chyba inaczej.
— Tak.
— A jeśli przyjadę i… będę mniej się wtrącać? Dasz radę być bardziej wyrozumiała?
Coś w piersi puściło.
— Postaram się.
— Przyjadę więc na urodziny. Ale na krótko.
— Dziękuję.
— To ja powinnam dziękować. Za to, że nie odebrałaś mi wnuczki.
Irina odłożyła telefon. Ala patrzyła wielkimi oczami.
— Babcia przyjedzie?
— Przyjedzie, słoneczko.
— A ty nie będziesz się złościć?
— Postaram się.
Ala objęła mamę.
— Będę grzeczna, żebyście się nie kłóciły!
Wieczorem, opowiadając Siergiejowi o rozmowie, Irina nagle poczuła spokój.
— Może obie miałyśmy rację i nie miałyśmy — powiedziała. — Ja reagowałam za ostro, a twoja mama za bardzo się wtrącała.
— Mamie zawsze trudno było znaleźć równowagę — przyznał. — Przywykła wszystko kontrolować.
— A ja przywykłam decydować sama. Też przesada.
— Myślisz, że się ułoży?
— Nie wiem. Ale warto spróbować. Choćby dla Ali.
W dniu urodzin córki pani Tatiana przyjechała z tortem i skromnym bukietem dla Iry.
„Nie wzywaliśmy jej”, przemknęło Irinie przez głowę, lecz uśmiechnęła się i powiedziała na głos: — Bardzo się cieszymy, że pani jest.
Teściowa podała kwiaty.
— Irina, zacznijmy od nowa. Postaram się być po prostu babcią.
— A ja — cierpliwą synową.
Ala wybiegła i zawisła babci na szyi.
— Babciu! Myślałam, że już mnie nie kochasz!
— Głuptasku — zaszlochała pani Tatiana. — Jak można przestać kochać taką wnuczkę?
Irina patrzyła na nie i rozumiała: najważniejsze — miłość — ocalały. Trzeba tylko nauczyć się okazywać ją bez ranienia.
Przyjęcie minęło spokojnie. Teściowa nie dawała rad, Irina nie warczała. Ala promieniała.
Gdy pani Tatiana odjeżdżała, powiedziała:
— Dziękuję za drugą szansę.
— To ja dziękuję. Za to, że kocha pani moją córkę.
— Naszą córkę — poprawiła teściowa i uśmiechnęła się.
Po raz pierwszy od dawna Irina pomyślała, że naprawdę mogą być rodziną.
