Nie potrzebuję go. Chcę innego życia

„Mamo, wybacz i nie szukaj mnie. Nie kocham tego dziecka. Jeśli chcesz, oddaj je do domu dziecka. Jest mi obojętnie. Żegnaj. Kasia”.**— Ojej, Kaśka, aż trudno uwierzyć, że wkrótce na zawsze zwiejemy z tej dziury. Już widzę, jak spacerujemy po stolicy, jacy tam chłopcy — nie to, co u nas… — westchnęła Julia i zapatrzyła się w dal.— No tak, Julka. Doczekałyśmy się. Zdamy egzaminy i wolność! Tylko że chłopcy w Moskwie mnie nie obchodzą. Mam Wadię. Mówił, że w centrum mają ogromne mieszkanie! Nie mogę uwierzyć, że za dwa miesiące będę tam mieszkać!— Myślisz, że to u was poważne z tym moskwianinem? Taki wyniosły, a jego rodzice też — spytała niepewnie koleżanka.— Stolica, wiesz, wszyscy tacy są. Wkrótce i my tacy będziemy. Wyobraź sobie: przyjedziemy do naszej osady w wypasionych brykach, wszyscy zzielenieją z zazdrości!Dziewczyny roześmiały się jednocześnie. Kasia, siedząca przy stercie drewna, nagle chwyciła się za brzuch.— Co ci? — zaniepokoiła się przyjaciółka.— Wiesz co, idę do domu. Cały dzień mnie mdli. I brzuch boli. Chyba zjadłam coś nieświeżego…— No to pa, trzymaj się.Kasia dotarła do domu. Mdłości nie odpuszczały. Weszła do ubikacji, a wychodząc, w drzwiach zderzyła się z matką.— Córko, co z tobą? — zapytała Elena Nikołajewna, wpatrując się uważnie.— Nic, mamo. Pewnie coś mi zaszkodziło — burknęła dziewczyna i chciała jak najszybciej zniknąć u siebie.— A może to u Wadia Dorochowa „coś” zjadłaś?! Pamiętaj, jemu tylko jedno w głowie, a los samotnej matki znam na własnej skórze i tobie takiej doli nie życzę!— Mamo, dość! Wadik mnie kocha, a w Moskwie będę mieszkać u niego! Jasne?— Ty sobie zdajesz sprawę z tego, co mówisz?! Jego matka nawet nie wita się tu z żadną kobietą, gdy przyjeżdżają. Taka synowa jak ty nie jest im potrzebna. Dla nich jesteśmy nikim.— Ty tak tylko dlatego mówisz, że nie chcesz mnie puścić na studia do Moskwy. A ja i tak pojadę i nie wrócę już do tej prowincji! — trzasnęła drzwiami.…Minęły dwa tygodnie.— Czemu taka przygaszona? Przecież Moskwa czeka! Koniec egzaminów! — krzyknęła radośnie Julia, spotykając koleżankę przy sklepie.— Julka, leć do apteki, kup mi test, dobra? — Kasia odwróciła wzrok.— Jaki test? — nie od razu załapała dziewczyna.Kasia milczała.— Kaśka, ty… naprawdę?! — szepnęła zaskoczona Julia.— Chyba tak… — przyznała Kasia.— No nieźle! To będziecie z Dorochowem mamusia i tatuś?! — Julia zachichotała, zakrywając usta dłonią.— Julka, idź do apteki. Sama nie dam rady — wyszeptała.— A czemu ty nie kupisz?— Bo tam pracuje koleżanka mamy, zaraz by zadzwoniła.— Dobra, robię to tylko dla ciebie. Czekaj tutaj! — Julia wskazała ławkę i pomaszerowała do apteki jak do superważnej misji.Po chwili wróciła, chowając pudełko pod koszulką. Rozejrzała się i szybko podała Kasi zakup. Ręce Kasi drżały.— Idę do domu, zrobię.— Daj znać wieczorem, koniecznie, jestem ciekawa! — powiedziała Julia.Kasia skinęła i ruszyła do siebie. Przemknęła do łazienki, rozerwała opakowanie, pobieżnie przeczytała instrukcję.Po kilku sekundach zakryła twarz dłońmi. Wynik był dodatni. Odetchnęła głęboko, wyszła.— Znowu ci źle? — spytała matka.Kasia milczała.— Co tam chowasz?!— Nic.— Kasia, stój!Matka podeszła bliżej, nie było sensu skrywać zmiętego pudełka.— Wiedziałam! — klasnęła dłońmi.— Mamo, wybacz! Głupia byłam! Co teraz? — rozpłakała się Kasia.— Mówiłaś chłopakowi? — dopytała Elena Nikołajewna.— Jeszcze nie.— Pójdziemy razem do Dorochowów.— Nie, mamo, lepiej nie — wyszeptała.— Kasiu, jak to „nie”? Samo się nie rozwiąże. Jeśli porządny, ożeni się. Niedługo osiemnastkę masz. Wiesz, co to znaczy wychowywać dziecko samej?!Matka ubrała się, objęła córkę.— Chodź. Będzie dobrze.Dorochowowie mieszkali niedaleko, na sąsiedniej ulicy. Właściwie to babcia tam mieszkała, a dzieci z wnukiem przyjeżdżali latem.Podchodzą. Matka Wadia wyciągała torby z bagażnika.— Dzień dobry, Swietłano Arkadiewno! — zagaiła uprzejmie mama Kasi.— Czego chcecie? — odburknęła kobieta, jak zwykle bez powitania.— Wejdziemy do domu? To nie rozmowa na ulicę — poprosiła.— Czego wam trzeba?! — podniosła głos.— Dobrze, powiem tu. Moja Kasia jest w ciąży z państwa synem.Na moment zapadła cisza.— Co? Zwariowałyście?! Wasza wiejska dziewucha zaszła z kim popadnie i chcecie z Wadia wyciągnąć pieniądze?! — prychnęła i roześmiała się.— To naprawdę dziecko Wadia — szepnęła Kasia.— A teraz wynocha, obie — rzuciła, wsiadła do auta i odjechała.Kasia wybuchła płaczem. Wróciły do domu. Wieczorem przyszedł SMS od Wadia:„Smyszlajewa, ty głupia? Jakie dziecko? Nic nie wiem, mało to z kim kręcisz na wsi. Było między nami dwa razy i chcesz kasę? Skasuj mój numer i zapomnij”.Dziewczyna przepłakała noc. Rano oznajmiła zdecydowanie:— Mamo, nie chcę tego dziecka. Zrobię aborcję.— Córeczko, nie rób tego! — błagała Elena Nikołajewna.— Sama mówiłaś o losie samotnej matki.— Zapomnij. Wychowamy maleństwo. Sonia Szmelewa, starsza od ciebie o dwa lata, też urodziła. Śliczna córeczka. Też bez ojca daje radę. Nie pierwsza i nie ostatnia.— Nie, mamo. Tak żyć nie chcę. Chcę do Moskwy.W poniedziałek pojechały do miejskiej poradni.— Ty masz rozum, dziecko? Zrobisz aborcję, a potem możesz już nie urodzić. W czterdziestce będziesz płakać — będzie za późno! — powiedziała surowo lekarka.— Nie chcę tego dziecka — wyszeptała Kasia.— Nie chcesz? A kogo chcesz? Kawalera, który zrobił i uciekł?!Kasia się rozpłakała.— Nie płacz, mała. Jesteś młoda i zdrowa. Urodzisz, wychowasz. W młodości łatwiej znieść trudności, w czterdziestce zawyjesz.…Po ośmiu miesiącach Kasia urodziła syna. Zdrowy, ale niespokojny.— Mamo, ucisz go! Mam dosyć! — krzyczała, chowając głowę pod poduszką.— Kasiu, daj spokój. Maluchy płaczą. Ty też płakałaś! O, już się uśmiecha — mówiła łagodnie Elena Nikołajewna.— Mamo, dość. Nie chcę tak żyć! Julka dawno w Moskwie, a ja? Co ze mną będzie?! — łkała.— A co? Kostek podrośnie, oddamy do przedszkola. Zatrudnisz się u nas w kombinacie. Potem zaocznie pójdziesz na studia.— Nie! Tylko nie kombinatu! Chcę innego życia — ucięła stanowczo.Rano Elena Nikołajewna znalazła na stole kartkę:„Mamo, wybacz i nie szukaj mnie. Nie kocham tego dziecka. Jeśli chcesz, oddaj je do domu dziecka. Jest mi obojętnie. Żegnaj. Kasia”.Z oczu popłynęły łzy. Podeszła do łóżeczka — mały Kostek spał spokojnie.— Nic, skarbie, damy radę. We dwoje przetrwamy. A mama niech sama decyduje o swoim losie.…Minęło siedemnaście lat. Pod wiejski sklep podjechał drogi samochód. Wysiadła wypielęgnowana czterdziestolatka. Weszła do środka, rzuciła okiem na skromne półki.— Butelkę wody, bez gazu — powiedziała sprzedawczyni.— Kaśka?! Smyszlajewa? To naprawdę ty?! W końcu wpadłaś do matki. A synek — już duży — zagadnęła starsza ekspedientka.— Proszę robić swoje — odparła chłodno.Zabrała wodę, wyszła i wsiadła do auta. Tak, to była ona. Teraz już nie Kaśka, lecz Katarzyna Michajłowna — właścicielka sieci restauracji.Była z siebie zadowolona. Wsunęła okulary przeciwsłoneczne, odpaliła i ruszyła drogą polną.— Witaj, mamo — szepnęła, wysiadając.— Ojej! — kobieta uniosła ręce.Łzy popłynęły po twarzy postarzałej Eleny Nikołajewny.— Kasieńka, kochana! Jak ja czekałam, dziecko!!!— Mamo, gdzie syn? — spytała ostrożnie.— W domu. Odpoczywa. Z chłopakami grali w piłkę. Dorosły już! — mówiła, ocierając łzy.Weszły do domu. Kasia przywiozła mu drogi smartfon. Chłopak był zachwycony.— Kasieńko, Kostek chce iść do technikum — powiedziała Elena Nikołajewna.— Nie, mamo. Nie pójdzie do żadnego technikum. Będzie się uczyć w Moskwie, załatwię mu płatne miejsce.— Dzięki, mamo. Babciu, nie obraź się, ale nigdy nie chciałem żyć w tej dziurze. Marzyłem, by się stąd wyrwać. A tu taka okazja.Starsza kobieta przypomniała sobie, że już słyszała te słowa — dwadzieścia lat temu, z ust córki.„Dziwna rzecz. Oddałam mu całe serce, a on nawet nie spytał, dlaczego matka tak postąpiła” — pomyślała Elena Nikołajewna.— Mamo, jutro jedziemy?! Muszę powiedzieć chłopakom i spakować się. Albo kupisz mi ciuchy w Moskwie? — zapytał Kostek.— Jasne, wszystko kupimy — odparła wyniośle Kasia.— Super!— W życiu tak bywa: koń ciągnie, a forsa trafia woźnicy… — szepnęła Elena Nikołajewna.— Co, babciu? — dopytał Kostek.— Nic, synku, chodź na herbatę…

Nie potrzebuję go. Chcę innego życia
Истории о соседях, с которыми жизнь — не сахар