Swaty: zwyczaje i obrzędy dawnego rosyjskiego wesela

Jednym z największych błędów jest uznawać ludzi za niezmiennie dobrych, złych, głupich albo mądrych. Człowiek przypomina rzekę: mieści się w nim wszystko. Był głupcem—bywa mędrcem, bywał ostry—łagodnieje, i odwrotnie. W tym właśnie tkwi nasza wielkość. Dlatego sądzić człowieka nie sposób: osądzisz — a on już jest inny, pisał w dziennikach Lew Tołstoj.

Z genialnymi trudno się spierać, a niekiedy wręcz nie da się. Życie to potwierdza, jeśli popatrzeć uważniej i oddzielić ziarno od plew. Wtedy prawda staje się jasna.

Ale dziś nie czas na filozofię. Od rana taki skwar, jakby powietrze, odbiwszy się od rozpalonych murów, wróciło na mięknący asfalt i zastygło, posłusznie kłaniając się słońcu.

U Nasti—zima. Srogi mróz w środku. Lato płynie swoim torem, lecz bez niej.

Szkoła za nią. Trzeba by myśleć o studiach, jak przystało maturzystce. Lecz Nastia jest w ciąży. Jakie teraz studia? A Aloszka okazał się zdrajcą. Gdy powiedziała mu o dziecku, przygryzł wargę, odwrócił się do okna i mruknął:

— Ja niby pierwszy, ale mógł być i drugi.

Nastia nawet nie potrafiła zapłakać. Stała i gapiła się w plecy. Plecy były spokojne, obojętne. Oddech równy. Chciała coś dodać, nie wiedząc co robić, lecz wtedy zadzwonił dzwonek—wróciła matka. Aloszka otworzył, w przelocie się przywitał i wyszedł.

Matka weszła i spytała, co się stało. Nastia spłoszyła się i wypaliła:

— Nic… po prostu jestem w ciąży, mamo.

Matka zesztywniała, patrząc w oczy. Potem coś krzyknęła, lecz Nastia nie zrozumiała — słowa zagłuszył policzek.

I wtedy właśnie w środku Nasti spadła zima. Jakby śnieg runął naraz i zasypał ją po czubek. Zrobiło się zimno i pusto. Dookoła i w niej.

Matka krzyczała jeszcze coś, jednak przez zadymkę te słowa nie dolatywały. Nastia osunęła się na brzeg kanapy i zapłakała. Łzy nie spływały: zamarzały, stając się lodowymi kulkami. Słyszała, jak się turlają.

Matka wybiegła, trzasnęła drzwiami — i cisza. Została sama w lipcowy wieczór, ze swymi zamarzniętymi łzami.

Położyła się, skuliła i rozpłakała się. Pociągała nosem, szlochała. I tak jej się żal zrobiło! Nie siebie — maleństwa, które jeszcze się nie urodziło, a już nikomu niepotrzebne. Ani ojcu, ani babci, ani jej, głupiutkiej.

Usnęła, choć za oknem wciąż świeciło słońce. Obudziła się, gdy ktoś przysiadł obok i głaskał po głowie.

Matka wróciła. Głaskała i szeptała:

— Nasteczko, kochana, wybacz mi. Głupia ja. Trzeba by się cieszyć — córka moja dorosła całkiem, niedługo mamą zostanie. A ja… przepraszam.

Płakała, zdmuchując dłonią łzy, i mamrotała:

— Byleby tylko nie chłopiec… Tylko nie chłopiec! Bo faceci… No, krótko mówiąc, żaden nie umie tak naprawdę ani zrozumieć, ani po ludzku pożałować, sercem. Jak twój ojciec i mój…

Wtedy Nastia się rozszlochała. Głośno, po kobiecemu. Podniosła się, objęła matkę — najbliższą. Siedzą i ryczą, każda opłakuje nieszczęście. Przecież lato za oknem! Eh

I znów dzwonek. Matka pociągnęła nosem i kazała leżeć:

— Nie wstawaj, córeczko, otworzę.

Poprawiła fryzurę — kto tam stoi? Może to mężczyzna… Nie wypada w takim stanie.

Otworzyła. I rzeczywiście—mężczyźni. Nie jeden, a dwóch. Aloszka, a przed nim jego ojciec. Ten od razu powiedział:

— Dobry wieczór, pani Wiero. Wybaczcie, że późno. Ten głuptas wszystko mi opowiedział. Wszystko jak było, bez krycia.

Odwrócił się do syna, zmrużył oczy:

— A może nie wszystko, przyszły tatusiu?

Aloszka spuścił głowę. Ojciec mówił dalej:

— Więc przyszliśmy prosić o rękę waszej córki. Jeśli Nastia mu wybaczy głupie słowa.

Trzasnął syna w kark i warknął:

— Idź, durniu, przeproś! A nie wybaczy—to nie jesteś mi synem!..

Człowiek bywa zmienny. Narobimy głupstw i nie wiemy, jak to naprawić. Dobrze, że są rodzice. Oni złego nie nauczą.

Swaty: zwyczaje i obrzędy dawnego rosyjskiego wesela
Milioner, który podarował mi dom: historia matki pięciorga dzieci