Żegnaj na zawsze

**12 marca 2024 roku**
Dziś mam ciężko na sercu. Przypomniałem historię zasłyszaną od znajomej… Postanowiłem zapisać, by nie uleciała, bo niesie naukę.
Maria zatrzasnęła walizkę, odstawiła ją przy drzwiach i przed wyjściem jeszcze raz sprawdziła, czy wszystko wzięła. Krążąc po mieszkaniu, stanęła w kuchni. Oparła się o futrynę i nagle zobaczyła tamten wieczór, gdy z Sergiuszem pierwszy raz jedli przy tym stole. Wtedy przyprowadził ją, by poznała jego matkę. W środku kipiały w niej strach, nadzieja i miłość. Bała się, że nie spodoba się mamie, a jednak jeszcze mocniej pragnęła, by wszystko się ułożyło.
Lęk okazał się niepotrzebny. Matka Sergiusza, Anna Pietrowna, przyjęła ją jak swoją. Nawet po ślubie wspierała ją zawsze, uczyła gotować, bo Maria dorastała w domu dziecka i prawie nic nie potrafiła. Rodzice byli lekarzami i zginęli w wypadku, gdy miała pięć lat. Najpierw mieszkała z babcią, lecz ta nie uniosła żałoby i po pięciu latach zmarła. Mieszkanie rodziców przejęli oszuści, a Maria została sama.
Potem poznała Sergiusza. Pomógł jej znaleźć pracę, wynająć pokój u emerytki. Po trzech miesiącach wzięli ślub. Byli szczęśliwi, aż rok temu odeszła Anna Pietrowna — rak spalił ją w kilka miesięcy.
Od tej pory jakby go podmienili. Zaczął pić, znikał nocami. A wczoraj Maria zobaczyła, jak obejmuje jakąś dziewczynę pod blokiem. Postanowiła porozmawiać wieczorem, lecz nie wrócił. Rano spakowała rzeczy i już wychodziła, gdy wpadł do mieszkania pijany, z tamtą kokietką.
— Na co się gapisz? — zacharczał. — Zbieraj manatki i spadaj! Bezużyteczna! Werka urodzi mi syna, a ty jesteś jałowa.
Serce ścisnęło się tak mocno, że aż odebrało jej oddech. Ale tylko cicho odpowiedziała:
— Nie martw się, już odchodzę.
Wyszła, ledwo powstrzymując łzy. Wsiadła do taksówki, tylko dokąd jechać — nie wiedziała. Przypomniała sobie babcię Darię, u której kiedyś wynajmowała pokój. Ta, zobaczywszy zapłakaną Marię, od razu wzięła ją do siebie.
— Co się stało, dziecko?
Maria rozpłakała się jeszcze bardziej. Babcia Daria wysłuchała i nagle powiedziała:
— Pójdziemy do jednej znajomej. Ona to rozplącze.
Zaprowadziła ją do staruszki Marfy. Ta ujęła jej dłonie, zamknęła oczy, i nagle pokój pociemniał, poruszyły się cienie. Maria zdrętwiała ze strachu.
— Szukaj podkładu — wyszeptała Marfa, gdy wróciło światło. — Ktoś rzucił urok.
Maria wróciła do mieszkania, póki Sergiusz spał. Znalazła pod materacem zaschnięte zioła z piórami, zawinęła w skarpetę i zaniosła Marfie.
— Alkohol to nie jego wola — rzekła. — Podtruwali go.
Dała dwa flakoniki: jeden — do jedzenia przez trzy dni, drugi — do kąpieli. Maria wszystko zrobiła. Po trzech dniach Sergiusz wytrzeźwiał, po pięciu przeprosił. Porozmawiali i więcej nie wracała do tamtego roku.
A dziś… Dziś Maria wyszła ze szpitala położniczego. Z Sergiuszem mają bliźnięta — syna i córkę. Lekarze mówili, że dzieci nie będzie, a jednak los dał im szansę.
**Lekcja:** Zło nie trwa wiecznie. Jeśli kochasz — walcz, nawet gdy wydaje się, że wszystko stracone. I nie poddawaj się — może jutro przyjdzie ten dzień, który odmieni wszystko.

Żegnaj na zawsze
Nie czatuj. Wybierz paznokieć, aby dowiedzieć się, jaką jesteś kobietą.